Skrzydełko czy nóżka ? Czyli Polacy nie gęsi i swoje paranormalne zjawiska też mają

1.png

                 Artykuł opracowała Justyna

Tytuł niniejszego artykułu ma na celu zachęcenie do przypomnienia sobie i ponownego zastanowienia się nad zagadnieniem, które często nurtuje młodych marzycieli: Jaką niesamowitą przygodę chcielibyśmy przeżyć: wskoczyć choć raz do świata równoległego i coś namieszać, dostać zaproszenie na inną planetę i tam coś zdziałać? Co lepsze? Co bardziej ekscytujące? Co bardziej groźne? A co najważniejsze, czy warto, aby takie zachciankisię spełniły?

                 W zalewie filmów, seriali i publikacji angielskojęzycznych, sprawy „nie z tego świata” kojarzymy z USA, Wielką Brytanią, czasami z Ameryką Południową, rzadko z Polską, a tymczasem to w Polsce zdarzyły się 2 przypadki osób, z których jedna często odbywała skoki w alternatywne rzeczywistości a druga odbyła loty na inne światy. Obydwie te osoby miały szczęście spotkać na swojej drodze polskich naukowców, którzy udzielili im wsparcia psychologicznego, pokrzepili na duchu a przede wszystkim podjęli się wyjaśnić zachodzące zjawiska.

                 Współpraca tych osób zaowocowała dwiema książkami i z nich będę przede wszystkim korzystać w niniejszym artykule. Pierwsza to książka dwóch pań o imieniu Danuta, tj. dr Danuty Adamskiej-Rutkowskiej i Danuty Dudzik pt. „Kwantowa rzeczywistość”, druga publikacja to „Kosmiczna układanka” autorstwa Andrzeja Domały i dr Jana Pająka.

                 No to co, zaczynamy?

                 Panie mają pierwszeństwo więc zaczniemy od Pani Danuty Dudzik, która od najmłodszych lat uczestniczyła w różnych zdarzeniach:

  • bilokacji w różnych miejscach w tym samym czasie,
  • pojawiania się w innym czasie i w nieznanych jej okolicznościach a potem nagłego znikania stamtąd,
  • rozmawiania prowadzonych z samą sobą, przy czym znajdowała się równocześnie w dwóch różnych postaciach różniących się wiekiem,
  • spotkań i rozmów z ludźmi żyjącymi już poza naszą czasoprzestrzenną rzeczywistością (mówiąc wprost: ze zmarłymi).

U mnie przysłowiowym skrzydełkiem będą skoki w inną czasoprzestrzeń.  Ale teraz na chwilę zmieniam zdanie (bo tak mogę bo kobieta zmienną jest) i opiszę jeden z najsłynniejszych przypadków gości ze świata równoległego. Przypadek dość dobrze udokumentowany, w którym uczestniczyło zbyt wiele osób, aby można to było uciszyć. W roku 1954 na lotnisku w Tokio na odprawie zatrzymano do wyjaśnienia mężczyznę rasy białej. Mężczyzna biegle mówił po japońsku, francusku i jeszcze w kilku innych językach, ale podejrzenie służb lotniska wzbudził jego paszport. Wystawiony był on przez państwo o nazwie Taured. Poproszony o wyjaśnienie pasażer stwierdził że to przecież państwo europejskie znajdujące się pomiędzy Francją i Hiszpanią (mniej więcej tam, gdzie w naszym świecie Andora). Kiedy nie uzyskał zrozumienia, zdenerwował się na obsługę lotniska ponieważ, jak twierdził, był w Japonii już wiele razy i nigdy nie było problemów z odprawą(jego słowa potwierdzały pieczątki w paszporcie – były z wielu krajów o nazwach takich jak u nas i tylko Taured był zagadką). Nie mogąc rozwikłać na poczekaniu sprawy, umieszczono mężczyznę w hotelu przy lotnisku, zamknięto pokój, podstawiono straż a dokumenty przechowano z zamiarem ich przejrzenia na następny dzień. Na następny dzień nie można było już nic sprawdzić bo mężczyzna z Tauredu i jego dokumenty po prostu znikły, ulotniły się.

2

No dobra, teraz nasza bohaterka, Polka, która podobnych przygód jak ten facet z Tauredu miała na pęczki. Nigdy się o nie nie prosiła i dlaczego akurat ona tego doświadczała, tego nie wyjaśnia ani dr Danuta Adamska-Rutkowska ani nie wyjaśnił nikt z zaświatów, kto kontaktował się z panią Dudzik.                    Oddaję jej głos:

Był rok 1976. Miałam wówczas 14 lat i w domu przybywało mi obowiązków. Zdarzała się też, że pomagałam ojcu w jego pracy. Tata musiał codzienne rozliczać się z pieniędzy, którymi dysponował, a nie zawsze mógł wstąpić na pocztę po drodze. Zamiast niego je je nadawałam, robiąc czterokilometrowe wycieczki. (..) Pewnego dnia chciałam skrócić sobie drogę i poszłam na przełaj polnymi ścieżkami. Nagle ogarnął mnie dziwny strach, poczułam się zdezorientowana, ponieważ nie poznawałam okolicy. (..) przede mną wyrósł jak spod ziemi dom w budowie. (…) Nie wiedziałam, jak się tam znalazłam, gdyż jeszcze przed chwilą znajdowałam się w zupełnie innym otoczeniu (…) Wystraszona ruszyłam dalej. Gdy dotarłam do miejsca, gdzie na parterze domu powinna znajdować się poczta, ujrzałam odremontowany budynek bez śladu charakterystycznych krat w oknach. Przed domem stał gospodarz, którego nieśmiało zapytałam o pocztę. Był zdziwiony i powiedział, że pocztę już dawno stamtąd przeniesiono. Wytłumaczył mi, jak mam do niej dojść . Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam czerwoną tabliczkę. Zdziwiłam się jednak, że urząd pocztowy został przeniesiony. Bywałam tam prawie codziennie, niemożliwe, bym o tym nie wiedziała.(..)   (W domu) ojciec zauważył, że na stemplu pocztowym na dowodzie wpłaty nie zgadza się data i obawiał się, że może mieć z tego powodu problemy w pracy. (…) Mama stanęła w mojej obronie, tłumacząc, że to przecież nie moja wina, ale urzędniczki na poczcie, która pomyliła cyferki na pieczątce. (…) Mama zapewniała ojca, że w taką datę nikt nie uwierzy, więc to musi być błąd urzędniczki. Spraw chyba zakończyła się pomyślnie i ojciec nie miał z tego tytułu większych problemów. Podobno pani nawet rozpoznała swój podpis na tej właściwej, znanej nam poczcie.

Kolejne przeżycie z alternatywnej rzeczywistości odbyło się w tym samym roku na początku listopada. Pani Danuta chyba „wskoczyła” do tego samego alternatywnego świata niewiele później ponieważ w kolejnej przygodzie okazało się, że tą zamordowaną nastolatką (wspominaną przez urzędniczę pocztową) była właśnie nasza bohaterka a ona sama trafiła akurat na swój pogrzeb. Nie będę przytaczać dokładnie jej słów. Dosyć, że nad jej osobą odbył się jakby samosąd, wszyscy ludzie z wioski zarzucali jej, że zrobiła strasznie głupi żart udając zmarłą a tam niewinny chłopak gnije w więzieniu. Pani Danuta zobaczyła w pewnym momencie swoją rodzinę, która szybko wezwała przed kościół księdza. Ksiądz zaczął odprawiać nad nią egzorcyzmy a ktoś przytomnie zaproponował, aby otworzyć trumnę bo chyba zrobiła się lżejsza. Nasza bohaterka nie miała odwagi podejść do trumny z innymi i sprawdzić, czy ktoś się w niej znajduje, zresztą nie mogła tego zrobić bo znów wróciła do naszego świata.

Opisywane zdarzenia były wynikiem nakładania się przyszłości na niektóre momenty mojego życia, wkraczałam też w inną rzeczywistość i nawiązywałam z nią kontakt. (…) Czy były to tylko ukazywane mi możliwości, czy jakiś równie realny świat? Która z rzeczywistości jest bardziej prawdziwa? A może obie są równie prawdziwe? (…) Te przygody nie przydarzały mi się przecież w sytuacjach bezpiecznych, w łóżku, w wygodnym fotelu. To nie były marzenia senne. Zdarzały się w miejscach publicznych, wśród ludzi, podczas normalnego rytmu toczącego się życia. (…) A może wszyscy dzielimy się na szereg istot i tych naszych ja (wielokrotnych wariantów naszych osobowości) jest wiele, a każde z nich do czegoś dąży, czegoś szuka, planuje, analizuje i modyfikuje rzeczywistość?

3

Odczuwałam lekki szum w uszach podczas przechodzenia przez wodę (…) Jeden z nich (kolegów) wołał do mnie, bym mocno trzymała się gałęzi drzewa, a on już biegnie po mnie na drugą stronę. Dostrzegłam przed sobą jakieś drzewo, byłam już poza strumyczkiem, więc ich okrzyki rozbawiły mnie. Dlaczego mam się czegoś uchwycić? (…) Nie rozumiałam, na jaką drugą stronę (chłopak) chce biec i dlaczego nie idzie bezpośrednio tą drogą, którą ja przeszłam, prosto do mnie.(…)  Początkowo nie rozumiałam sytuacji, (…) ale gdy odwróciłam się w stronę strumyka , zobaczyłam rzekę tuż przy moich stopach. Skąd tyle tej wody? Na drugim brzegu nie widziałam już pojedynczych drzew, ale pas drzew i zarośli, a konary wierzb zanurzone były w wodzie. (…) Pomiar tyczką wyraźnie pokazywał, że jest tu głęboko (powyżej 2 m) i woda powinna mnie przykryć, gdyż jestem osobą niskiego wzrostu. (…), choć czułam wilgoć (padał deszcz), nie miałam mokrych butów, nie musiałam wyżymać ubrań. Przemokłam dopiero podczas podróży w deszczu.”                

Nie będę przytaczać wszystkich przygód Pani Danuty, ale powiem tak – Fajnie jest mieć przy sobie naukowca, który jak w serialu „Sliders” wyjaśni niewyjaśnione i służy pomocą w takim podróżowaniu. Pani Dudzik była już jedną nogą w szpitalu psychiatrycznym przez swoje zagmatwane życie, kiedy los spiknął ją z dr Danutą Adamską-Rutkowską.                  Obie Panie Danuty swoją książką pragnęły przekazać aktualną wiedzę, która wskazuje na wiodący wpływ zarówno globalnej, jak i każdej indywidualnej świadomości na jakość naszego życia. Świadomość właściwa jest każdej żywej istocie, Działa ona zawsze tak, by pozwolić każdemu organizmowi w sposób najbardziej efektywny przystosować się do życia w jego środowisku, Wykształcane są więc zawsze te cechy, które są konieczne do przetrwania, w tym zmysły odbierające sygnały najbardziej do tego celu przydatne. Odebrane bodźce są następnie przekształcane w organizmie w taki sposób, by mógł on skutecznie wykorzystać napływające doń informacje do efektywnej realizacji życia w ziemskim środowisku. Jednak większość naszej wiedzy oparta jest na doświadczeniach, w których zmysł wzroku odgrywa rolę wiodącą i tylko tą drogą dokonane spostrzeżenia są dla nas wiarygodne. Prawda przedstawia się jednak tak, że nasza percepcja zmysłowa jest w gruncie rzeczy dość uboga. Reszta rzeczywistości istnieje obok nas, tętni życiem i jest równie fizyczna jak ta, w której teraz funkcjonujemy. Jak już wcześniej wspomniałam, najbardziej frapujące w „przygodach” Pana Domały jest to, że choć nie wszystko rozumiał, nie wszystko mu zostało wyjaśnione, ale pamiętał wszystko, nie wymazano mu pamięci.                  Co zatem zapamiętał ? Będąc na planecie NEA (pierwsza podróż) nie wzbudzał wśród mieszkańców żadnej sensacji, aczkolwiek zaciekawienie tak z powodu szybszego chodu jak i budowy ciała (Neatańczycy nie mają rzęs, paznokci i mają wyższą temperaturę ciała, karnację tylko białą).

Jednym z ciekawszych momentów było kiedy przewodnik zaprowadził mnie do pewnych budynków wyposażonych w urządzenia przy pomocy których zobaczyłem naszą Ziemię i nasze życie na niej. Pokazano mi tam wiele różnych wariantów symulujących rozwiązania dla naszej sytuacji i problemów. W jednym z tych wariantów było planowane, aby część ludzi z Ziemi zabrać i przenieść na inną planetę. Ale oznaczałoby to wojnę z okupującymi nas innymi cywilizacjami, z którymi my Ziemianie od dawna współpracujemy nie wiedząc o tym że owi obcy tylko czyhają na naszą zgubę. (…) W innym pomieszczeniu pokazał mi coś w rodzaju filmu. Na dużym wklęsłym ekranie zobaczyłem ich florę, faunę oraz ich zwierzęta. (…) Najwięcej tam psów. Są one wszędzie, ale nie podchodzą tak jak nasze do ludzi, tylko zachowują się raczej obojętnie (…). Natomiast mnie samego psy te w bardzo widoczny sposób omijały. (…) Z tego, nazwijmy to „filmu”, wynikało że i oni mają góry i morza, plaże i ogrody, śniegi i upały.

Drugie wzięcie odbyło się na księżyc planety NEA:

Mój przewodnik poinformował mnie (…), że znajdujemy się na częściowo-sztucznym ich księżycu, a dlatego „częściowo-sztucznym”, że przez … kilkaset lat był budowany, ale oparty na obecnej wielkości naturalnym bolidzie, którego przechwycili i przez wiele stuleci „pracowali nad nim” dobudowując go wciąż i wciąż materiałami podobnymi do bazaltu (…). To właśnie na na sztucznym księżycu planety Nea widziałem ich mega-gigantyczne statki dochodzące do rozmiarów 5-ciu kilometrów długości w kształcie „prawie-cygar” (…) nie należały jednak do największych, gdyż największy ich „latający krzyż” ma całkowitą długość 30 km x 15 km i jest szybki jak światło. To, co my Ziemianie nazywamy „czasem” – dla nich jest pojęciem względnym. Potrafią o nim decydować, zwalniając, zatrzymując, lub popędzając, poprzez manipulowanie specjalnymi aparatami ogromnych rozmiarów, których mi nie pokazano.(…)

4

Dokładnej nazwy i położenia planety Nea na ziemskich mapach gwiezdnych moi uprowadziciele mi nie podali. Z tego jednak co jeden z (…) astronomów zdołał wydedukować na jej temat, ich planeta przynależy do systemu podwójnej gwiazdy przez naszych astronomów nazywanej „Epsilon w Układzie Wolarza (łacińska nazwa „Bootis”). (…) Nea jest piątą planetą licząc od ich centralnej gwiazdy (…) (Neatańczycy nazywają ją „Tsaale”) (…) Nea ma średnicę 12 razy większą od średnicy |Ziemi. (…). Ich społeczeństwo składa się z trzech odmiennych istot: rdzeniowców (ludzi) – 70 miliardów, biorobotów – 2 miliardy i humanoidek. Rdzeniowcy z planety Nea należą do przepięknej białej i niebieskookiej rasy ludzi.(…) Kobiety wszystkie są długowłosymi blondynkami średniego wzrostu ok 170 cm. Natomiast mężczyźni są ciemnoblondyni o różnej długości włosach o wzroście 175 do 185 cm. Ludzie żyją tam średnio po 350-450 ziemskich lat. (…) Bioroboty to potężnie zbudowane i bliźniaczo podobne do siebie istoty wzrostu około 2,5 metra. Są ślepo ludziom posłuszni, bardzo delikatni, łagodni, nie mają płci, i wyglądają jak Neatańczycy. (…) Po przygotowaniu wysyłani są do pobliskich planet-kopalń (kłania się „Łowca Androidów” z 1982 roku). Humanoidki to istoty kształtów żeńskich. (…) (wysyłane) są do bardzo odległych przestrzeni do poznawania wszechświata i do prowadzenia innych badań. (…) Nie używają żadnych dźwięków poza „telepatycznym” przekazem myśli.

W 2011 roku emerytowany indyjski policjant kieruje do Sądu Najwyższego Indii prośbę, aby państwo przejęło kontrolę na świątynią Padmanabhaswamy ponieważ rodzina królewska Travancore źle zarządza majątkiem i nie jest w stanie właściwie ochronić zgromadzonych w świątyni skarbów. W tym samym roku na mocy decyzji Sądu Najwyższego Indii otwarto komisyjnie krypty z wyjątkiem jednej (krypta B). W otwartych skarbcach znaleziono złotą i diamentową biżuterię, złote naczynia, broń, worki pełne złotych monet, złote łańcuchy, każdy wysadzany klejnotami (niektóre diamenty mają podobno 110 karatów). Wszystkie znalezione skarby zostały wycenione na ok. 20 miliardów dolarów, a dokładnego wyceniania pewnie nie zakończono do tej pory.

5W maju 2016 roku eksperci złożyli oficjalny wniosek do Sądu Najwyższego o zgodę na otwarcie ostatniej komnaty, ale rodzina Travancore oraz zarząd świątyni sprzeciwiły się temu. Można dojść do wniosku, że Indyjski Sąd Najwyższy rozstrzyga ciekawe problemy. Nasze polskie awantury o składy sędziowskie w KRS, donoszenie jednych sędziów na drugich to takie nudne przy decydowaniu o losach komnaty B w świątyni (powtórzę tę piękną nazwę) Sri Padmanabhaswamy w pięknym mieście (znów powtórzę tę piękną nie-do-wymówienia-za-pierwszm-razem nazwę) Thiruvananthapuram. No ale co z komnatą B nie otwartą do dziś? Żelazne wrota krypty B nie mają nakrętek, śrub ani zamków a mnisi strzegący ich uważają, że są one zapieczętowane falami dźwiękowymi, które są wytwarzane z tajnego miejsca. Według tychże mnichów drzwi można otworzyć wykonując świętą mantrę Garuda, jednak w obecnym świecie nie ma nikogo, kto mógłby ją zaintonować. Według legendy inne próby otwarcia krypty B mogą doprowadzić do lokalnego (lub nawet światowego ) kataklizmu, np. uwolnić trujące opary chemiczne lub jeśli jest tam tunel prowadzący do pobliskiego Oceanu Indyjskiego to jego wody zaleją i zniszczą świątynię, miasto a nawet część Indii. Co tam może być chronione ? Spekuluje się, że wielkie bogactwa, księgi ze starożytną, utraconą wiedzą a nawet maszyna latająca (wimana).

6

Najpierw jednak trzeba by wybrać się do Indii (łatwo zapamiętać), do stanu Kerala (też łatwo zapamiętać), do jego stolicy czyli Trivandrum (i to też łatwo zapamiętać). Teraz już zaczną się schody z nazwami bo Trivandrum to taka nazwa dla Europejczyków, po ichniemu nazwa miasta to Thiruvananthapuram a interesuje nas świątynia o nazwie Sri Padmanabhaswama poświęcona bogu Wisznu.

To były przygody związane z tytułowym zapytaniem. Facety twierdzą, że kobitki zawsze zrobią widły z igły więc na tak proste pytanie – skrzydełko czy nóżka? – pewnie odpowiedziałyby – To ja wolę pierś bo chuda. Więc taką symboliczną piersią kurczaczka niech będzie opowieść o skarbie, WIELKIM SKARBIE (oooo, to też kobitki lubią). Niby odkryty, ale nie do końca, niby ma właściciela, ale nie do końca. Zresztą Wielki Skarb zostawmy kobitkom, dla facetów będzie Wielka Tajemnica.

Współautor traktatu – Jan Pająk – uważa te kłopoty jako argument na potwierdzenie tego, że Neatańczycy są w rzeczywistości jedną z cywilizacji okupujących planetę Ziemia. Wielu osobom będzie trudno uznać wywody Pana Pająka za prawdę ale moim zamiarem było przede wszystkim uświadomienie, że w Polsce również mamy osoby z niesamowitymi paranormalnymi przeżyciami.

Za każdym razem kiedy postanawiam pisać, jakaś kłoda spada mi pod nogi jaka zmusza mnie aby pisanie odłożyć na potem. (…) Tak już przywykłem do kłopotów zawsze pojawiających się podczas pisania, że kiedy opisywałem zdarzenia zaprezentowane w następnym podrozdziale B6, aby uniknąć przeszkadzania wywiesiłem na drzwiach kartkę, że „wyjechaliśmy”. (…) Nawet na godzinę naprzód nie mogę niczego zaplanować, bo oto zawsze coś nieprzewidzianego staje na mojej drodze.(…) Natomiast kiedy zaplanuję że w danym dniu nie będę nic pisał – okazuje się że dzień taki jest „sielanką” i nic się w nim nie wydarza!

Czytając traktat „Kosmiczna układanka” trudno jest jednoznacznie określić, czemu miało służyć nie wymazanie pamięci Panu Domale. Jak sam wspomina, wiele razy przytrafiało mu się coś złego kiedy zaczynał rozmawiać ze znajomymi o swoich przygodach (człowiek w czerni to jeden z tych ostrzeżeń), a spisanie samych wspomnień do powyższego traktatu szło jak po grudzie. Nigdy też nie otrzymał jakiejś nadprzyrodzonej pomocy, zachęty do tego, co zrobił, a największe pieniądze zarobił na swych przygodach wtedy, gdy wszystkiego się zaparł.

Trzecie (ostatnie) spotkanie odbyło się zgodnie z obietnicą 13 sierpnia 1998 roku znów pod Nasielskiem. Tym razem jednak nie było żadnej wycieczki poza Ziemię ponieważ Neatańczycy mieli jakiś swoisty problem z intruzem, który im bezpośrednio zagrażał a pochodził z innej galaktyki. Teraz nie przejażdżka była najważniejsza ale spotkanie z kosmicznym synem. Według Pana Andrzeja miał ponad metr wzrostu, był drobnej budowy ciała, miał jasne długie włosy, jasnoniebieskie oczy bez rzęs i miał na imię SEEN,. Pan Andrzej przywitał się z nim jak z dawno niewidzianą kochaną osobą, co małego trochę zaskoczyło i onieśmieliło. Wytłumaczono Panu Domale, że ze względu na ziemskie bakterie, zarazki i wibracje jego kosmiczny syn nie może zostać na Ziemi, jednak wie, co myśli jego ziemski ojciec (dzięki specjalnemu komunikatorowi zakładanemu na głowę)

 W tym 1997 roku (a więc rok wcześniej niż mu to obiecano) Pan Andrzej ponownie został uprowadzony przez ten sam patrol UFO. Tym razem zabrano go na księżyc planety NEA. Jak się dowiedział, jego przewodnik sprzed 29 lat z planety NEA nie mógł mu teraz towarzyszyć na księżycu ponieważ opiekował się w tym czasie dwojgiem ludzi z Grecji i Wenezueli (poznanie tych ludzi nie wchodziło w grę). Znów mógł zwiedzać budynki, pracownie. Nie wszędzie jednak miał dostęp i nie wszystko było mu tłumaczone, czasami dowiadywał się dużo, czasami słyszał, że kiedyś to zrozumie, a czasami jedyną odpowiedzią była cisza. Miał też wtedy okazję zobaczyć przez chwilkę swego syna (mając 28 lat wyglądał jak 6-latek), Potem znów sen i powrót i pobudka na nasypie kolejowym kolejki WKD relacji Warszawa-Grodzisk Mazowiecki (wtedy jego wzięcie „trwało” 3 ziemskie dni).

Kiedy został odtransportowany na Ziemię (pomylili się o 7 godzin do przodu), obiecano mu ponowne spotkanie po 30 latach w tym samym miejscu. Ostrzeżono go również, że w różnych momentach swego życia będzie miał spotkania z mężczyzną w czerni (tego mężczyznę miał okazję zobaczyć m.in. razem z innymi osadzonymi przy okazji odbywania jednej ze swoich kar więzienia) .

Cóż takiego zadziało się w Polsce 13 sierpnia 1968 roku w miejscowości Chrcynno koło Nasielska? 17-letni podówczas Andrzej Domała został uśpiony, przetransportowany na statek, przebadany, wykorzystany seksualnie (nie wiem jak opisać fakt, że pod wpływem jakiegoś oddziaływania umysłowego odbył stosunek z mieszkanką planety NEA), uśpiony ponownie i przetransportowany na planetę NEA. Tam spędził jakiś czas, zwiedzając co chciał pod opieką przewodnika i zapoznając się z fauną i florą planety.

Już niezwykłe przeżycia jego rodziców, o których wspomina w „Kosmicznej układance” każą podejrzewać, że był po prostu kolejnym pokoleniem osób, o których obcy „dbali” (jednakże nikt z jego rodzeństwa nie miał takich przygód), a sam został naznaczony we wczesnym dzieciństwie przez obcych i swojego ojca. Tak jak Pani Danucie Dudzik, udało mu się spotkać w pewnym momencie swego życia dobrego ducha w osobie dr Jana Pająka, który pomógł mu dokładnie spisać całość jego przeżyć z naukowym wytłumaczeniem sił, mechanizmów i motywacji kryjących się za nimi (panowie ze sobą tylko korespondowali listownie, nigdy się nie spotkali osobiście). Współpraca zaowocowała traktatem „Kosmiczna układanka”.  Zajmę się teraz drugą opcją „nieziemskich” przeżyć. Ta przygoda to propozycja z gatunku tych „nie do odrzucenia” bo jak ufoludy chcą kogoś capnąć, to nie ma ratunku. Jest wiele zeznań osób, które opisują wzięcie i można sobie o nich poczytać w każdym momencie, ja chcę przedstawić człowieka – Polaka – który został wzięty na statek, przebadany, wykorzystany seksualnie, „zaproszony” na inną planetę i na dodatek – nie wymazano mu pamięci. Co więcej, miał okazję zobaczyć swego „kosmicznego” syna, (kłania się stare powiedzenie, że Polaka można spotkać wszędzie) . Mógłby ktoś powiedzieć, że pewnie nazmyślał wszystko dla kasy i popularności, ale jego całe życie temu przeczy. Pan Andrzej Domała pochodził z licznej i biednej rodziny i sam niewiele w życiu się dorobił (kilka razy odbywał nawet karę więzienia), a dla pieniędzy w pewnym momencie życia zaprzeczył wszystkim swoim twierdzeniom. Imający się różnych zajęć aby związać koniec z końcem, pod koniec życia został zakwalifikowany jako inwalida drugiej grupy niezdolny do pracy z powodu „osobowości paranoidalnej z manią prześladowczą na tle ufologicznym”    Po przykład innego odbierania świata nawet nie trzeba sięgać do królestwa zwierząt. Spójrzmy na artystkę Concettę Antico, która jest naukowo potwierdzonym przypadkiem (znów ten wzrok !) tetrachromatyka, czyli człowieka, który w oku ma o jeden czopek (receptor wzroku) więcej niż reszta ludzi. Większość ludzi ma w oku 3 receptory, które pozwalają widzieć kolory: czerwony, niebieski, zielony i ich odcienie – w sumie potrafimy zobaczyć dziesięć milionów kolorów. Pani Concetta Antico widzi dodatkowo odcienie zółtego i dzięki temu widzi 100 milionów kolorów. Jej wersja świata jest nie do ogarnięcia dla nas, choć możemy tego spróbować spoglądając na jej twórczość malarską.

Choć miałam już tylko parę kroków do drugiego brzegu zagłębienia, zdecydowałam się zawrócić, nie rozumiejąc powodów ich paniki. (…) Po powrocie na brzeg wchodziłam na wzgórek (…). Było trochę stromo, więc wyciągnęłam rękę do drugiego z kolegów, którego właśnie dostrzegłam, by mi pomógł. Zrobił to, jednocześnie krzycząc do tego pierwszego , aby zawracał, bo już mnie wyciągnął. (…)

Pod koniec lat siedemdziesiątych (…) podczas zabawy tanecznej w miejscowości oddalonej o 8 km od mojego miejsca zamieszkania zdenerwowało mnie zachowanie kolegów, z którymi tam wtedy byłam, więc postanowiłam ich opuścić. Był wczesny wieczór, ale panował już zmrok i padał deszcz. Wyszłam bez chwili zwłoki i choć nie znałam dobrze terenu, chciałam skrócić sobie drogę, by szybciej dostać się do domu. Przed sobą zobaczyłam ulicę i światła, ale oddzielało mnie od niej głębokie zagłębienie terenu, w którym na samym dole płynął malutki strumyczek. Można go było przejść po kamieniach. Dostrzegłam przejście przez wąziutki pas drzew i zarośli, więc nie zastanawiając się, szybko pobiegłam w tamtym kierunku. (…)

Wspomnę jeszcze o jednej przygodzie, której uczestnikami byli Pani Danuta i jej znajomi. Dla niej było to nader spokojne przeżycie, natomiast dla innych dość traumatyczne. Ale po kolei:

Gdy urzędniczka zerknęła na adres nadawcy, zapytała mnie, czy nie słyszałam o morderstwie nastolatki w naszej okolicy. Pytanie wydało mi się dziwne i pokręciłam przecząco głową. Teraz ona się zdziwiła (..) a ja odebrałam dowód wpłaty i skierowałam się do wyjścia. (…)

 Na koniec, tradycyjnie materiały, skąd czerpałam natchnienie do napisania artykułu

Książka „Kwantowa rzeczywistość.” autorstwa dr Danuty Adamskiej-Rutkowskiej i Danuty Dudzik (są też następne książki ale już napisane tylko przez panią Rutkowską);

Film wywiad z Panią Dudzik, jeśli ktoś nie czytał książki może nie wiedzieć, o co chodzi ponieważ zadawane są pytania związane z przygodami zawartymi w książce – https://www.youtube.com/watch?v=o7ldCYJdceA;

Traktat „Kosmiczna układanka” – do ściągnięcia na stronie http://www.angelus-silesius.pl/monografie/traktaty/kosmiczna_ukladanka.pdf;

http://www.angelus-silesius.pl/index.html – na tej stronie można wysłuchać ostatniego wywiadu, jakiego udzielił Pan Andrzej Domała w 2004 roku;

„Koewolucja” Alec Newald – nie wspomniałam o tej książce w trakcie pisania artykułu bo myślałam, że ją zgubiłam, znalazła się jak już skończyłam, więc przytaczam tylko ten tytuł bo ta publikacja również traktuje o człowieku tym razem

z Nowej Zelandii, również wziętym na obcą planetę (on również miał spłodzić potomka, ale został o to grzecznie poproszony);

https://www.youtube.com/watch?v=7Q6ITYXU8W8 – tutaj filmik o świątyni o nawie nie do wymówienia za pierwszym razem (filmów i artykułów po polsku i angielsku jest dość dużo więc kto chce, wpisuje nazwę świątyni i gotowe). PS. Całkiem niedawno miałam przypadek, który chyba spokojnie można nazwać przygodą ze świata równoległego. Przy porządkowaniu łazienki, razem z mężem natknęliśmy się na kosmetyk w połowie zużyty stojący na głównej półce. Jeśli stał na głównej półce to znaczy, że ktoś go często używał ale żadne z nas nie umiało sobie przypomnieć, że coś takiego w ogóle kupowało. Nawet nie wiedzieliśmy, do czego ten płyn służy. Ponieważ byłam dość zajęta a bez okularów nie umiałam przeczytać co to takiego, stwierdziłam, że zajmę się tym następnego dnia. Następnego dnia rano na półce tajemniczej buteleczki już nie było, znikła. Przeprowadzone śledztwo wykazało, że nikt buteleczki nie dotykał, nie przestawiał i nie schował w inne miejsce.