Karma To Surowa Pani

Karma
Dziś w ramach ciekawostek przyrodniczych historia psa, który mówi. Właściwie suki. Suczka, rozmowna stała się zaraz po otrzymaniu pierwszej dawki preparatu Pfizera w sierpniu 2021 roku.
Oto co nam opowiedziała, a w nawiasach przypisy ode mnie, brutalne, bo po dwóch latach już mi się dawno skończyła litość dla covidiotów:
Nazywam się Chantal. Jestem 37-letnią policjantką z Australii Zachodniej i miałam ostrą reakcję po otrzymaniu szczepionki firmy Pfizer. (Naprawdę?)
W sierpniu mój pracodawca ogłosił, że każdy, kto nie zostanie zaszczepiony przeciwko COVID, będzie traktowany inaczej – będzie musiał przez cały czas nosić maskę w miejscu pracy i nie będzie miał dostępu do wielu budynków. Oznaczało to przeniesienie za biurko, jeśli nie zostałeś zaszczepiony. To żadna tajemnica, ponieważ było to opublikowane na pierwszej stronie gazety West Australian. (Nie jest też tajemnicą, że psy które lubią szczerzyć zęby same nie przepadają za kagańcami.)
Przed tym ogłoszeniem postanowiłam, że nie wezmę szczepionki. Mam prawo wyboru. Proszę zauważyć, że nie jestem antyszczepionkowcem, jak niektórzy mogą to nazywać, ale podejmuję decyzje w oparciu o posiadanie informacji w które wierzyłam i nadal wierzę.
W ciągu 10 minut od otrzymania szczepionki Pfizer dostałam zawrotów głowy i nudności, a w ciągu 15 minut powstała pokrzywka na całym ciele. Lekarze opanowali wysypkę, ale jak tylko wróciłam do domu, dostałam gorączkę, dreszcze i bardzo źle się czułam. Przez następne trzy i pół tygodnia codziennie cierpiałam na wysypki, gorączkę aż do 39,7 stopni, bóle mięśni, objawy grypopodobne, nudności, wymioty, biegunki, ucisk w zatokach i kaszel tak silny, że miałam wrażenie, że moje naczynia krwionośne są uszkodzone. Myślałam że wybuchnie mi twarz. Często płakałam, bo myślałam, że umrę. Byłem tak chora. Kiedy myślałam, że zaczyna się poprawiać powróciłam do pracy ale wciąż odczuwałam ogromne zmęczenie i oszołomionie. Spędziłam dużo czasu leżąc na podłodze w moim biurze i walcząc o przetrwanie dnia. (A jak spędzali czas niewinni ludzie, na których australijska milicja ponakładała nielegalne kwarantanny, mandaty i olbrzymie kary?)

We wtorek wieczorem zauważyłem, że moje oczy są dziwne. Miały ciężkie powieki i czułam, że cały czas potrzebują masowania. Kiedy następnego ranka obudziłam się jedno oko nie otwierało się, a drugie się nie zamykało. Te, które się nie zamykało, także nie mrugało. Myślałam, że mam alergię, (No cóż… myślenie – to takie wielkie słowo… i bardzo często tu nadużywane…) więc wzięłam antyhistaminę i pojechałam do pracy. O 9:00 poczułam, że moja górna warga się śmieje, ale moja koleżanka z pracy powiedziała mi, że to moja twarz opada na boki i że zabiera mnie na pogotowie. Zawsze będę wdzięczna za to, że uratowała mi wtedy życie.
W ciągu minuty od przybycia na izbę przyjęć wszyscy rzucili się do mnie i zaczęłam panikować. W następnych sekundach podłączono mnie do maszyn, a specjalista od udarów i wielu innych lekarzy było ze mną. Zostałam przyjęta do szpitala.
Następnego ranka wstałam i wzięłam prysznic, ale skończyło się na wylewie. Byłam sama pod prysznicem, kiedy moje ciało zaczęło niekontrolowanie falować, a prawa strona doznała dziwnego odczucia. Nie mogłam wstać i leżałam przerażona na podłodze. Moja prawa strona stała się naprawdę ciężka i poczułam się zdrętwiała z dziwnym uczuciem mrowienia. Na tym etapie lewa strona mojej twarzy została całkowicie sparaliżowana i powstało skrajne osłabienie mięśni lewej ręki i nogi.

Na foto Chantal przed:
Chantal-przed

i Chantal po:
Chantal-po
Zostałam zabrana na kolejne badania, które wykazały pęknięcie głównej tętnicy mózgowej i przebyty udar. Tego dnia zostałam przeniesiona na oddział udarowy w innym szpitalu i od tamtego momentu byłam monitorowana co godzinę.
Nie potrafię powiedzieć, jak straszne było przebywanie na oddziale udarowym ze wszystkimi starszymi pacjentami, myśląc: co ja tu do diabła robię? (Hmm… i znowu mamy „myślenie” którego nie było kiedy staruszków szprycami wykańczano pod jej osobistym nadzorem. Myślenie włączyło się u suczki dopiero jak ją razem z nimi umieszczono.) Zostałam przebadana pod kątem każdej choroby i niedoboru składników odżywczych, które mogły spowodować udar, a lekarz powiedział, że jestem całkowicie zdrowa i nie zna żadnej przyczyny tego, co mi się przydarzyło. (He, he… a no bo to tak już jest w szpitalu covidowym, że nikt nic nie wie a najmniej lekarze, którzy od początku plandemi grają w „wiem ale nie powiem – bo mnie wyjebią z roboty”)
W szpitalu byłam monitorowana co godzinę. To było szalone. Bez snu i ciągle się bałam, że to się powtórzy. Nie mogłam prawidłowo jeść ani pić, bo opadło mi wszystko z boku twarzy. To było upokarzające. To był drobny problem dla lekarzy, ale dla 37-letniej dziewczynki to raczej wielka sprawa. Powiedziano mi, że istnieje 25 % szans na to, że się w ogóle nie nie zagoi, a jeśli jednak zagoi to i tak zajmie to miesiące. To było bardzo niepokojące.
Płakałam wiele razy dziennie. Trudno było przebrnąć przez każdą chwilę. Na początku nie wolno mi było się ruszać, ale pielęgniarki pozwoliły mi korzystać z toalety, bo chodzenie do łazienki na wózkach było dla mnie zbyt denerwujące. Jeśli poruszałabym się za dużo lub za szybko, mogłam doznać kolejnego udaru. Nie mogłam korzystać z żadnego leczenia, ponieważ lekarze uznali to za zbyt niebezpieczne, więc jedyne co mogliśmy zrobić, to czekać i mieć nadzieję, że moja tętnica sama się zagoi. Zajmie to dużo czasu, a w międzyczasie moje zwykłe czynności są wstrzymane.
Kiedy wypisano mnie byłam bardzo szczęśliwa, bo nie mogłam znieść zamknięcia w szpitalu. (Ale ponad rok trzymania zdrowych ludzi w aresztach domowych znosiła dobrze.) Nie zrozumcie mnie źle, moje pielęgniarki i lekarze byli niesamowici i nie mogę powiedzieć nic złego o ich wysiłkach i troskliwej naturze. Jednak strasznie było być w domu bez stałej opieki. (Hmm… trzeba było zabrać do domu tych lekarzy o troskliwej naturze.) Nie pozwolono mi zostać samej, a ryzyko kolejnego udaru było i nadal jest bardzo wysokie. Byłam w ciągłym strachu i chociaż moja pewność siebie rośnie, nadal martwię się w każdej sekundzie. Jestem daleko od natychmiastowej opieki, a ryzyko trwałego uszkodzenia mózgu jest bardzo realne. Obecnie cierpię też na ciągłe krwawienia z nosa i bóle stawów. (Nos był już wcześniej krzywy. Poza tym… wygląda, że nasza milicjantka zgarnęła u Pfizera główną wygraną wygrywając w szczepionkowej ruletce wszystko: udar, zakrzepy, krwawienia, tępotę mózgową, paraliż, gorączkę i resztę ciekawych objawów. I ciekawi mnie czy jest „dalej od natychmiastowej opieki” od Polaków, którzy nie mają jej od dwóch lat w ogóle?)
Zostałam zapisana na wizytę w klinice od bezpieczeństwa szczepionek. Niestety, tam około dwudziestu innych kobiet w moim wieku już siedziało i czekało. Tak naprawdę nie rozumiałam o co chodzi, dopóki nie zostałam zabrana do prywatnego gabinetu z lekarzem, który próbował mi powiedzieć, że szczepionka Pfizera nie ma nic wspólnego z tym, co mi się przydarzyło. A potem stwierdził, że warto zaryzykować kolejny udar, żeby zrobić drugi zastrzyk Pfizera. Jak lekarz może tam siedzieć i mówić komuś takie rzeczy? (A no bo tak jak w milicji są dobrzy i źli gliniarze, tak i w szpitalu są dobrzy i źli lekarze. Milicjant powinien wiedzieć, że sporadycznie dochodzi do spotkania dobrego gliniarza ze złym lekarzem – wszystko dla dobra sprawy, żeby co trzeba grało w śledztwach, statystykach i zeznaniach.) Był gotów zaryzykować moje życie, aby osiągnąć to, co uważam za jego cel, jakim jest zaszczepienie jak największej liczby osób. Nie dbał o moje bezpieczeństwo, a nawet zapytał – kiedy odmówiłam ponownej szczepionki – czy chcę, żeby zadzwonił do mnie za trzy miesiące, żeby zobaczyć, czy nie zmienię zdania. Nie było żadnego szacunku dla mojej decyzji. (A australijska milicja miała kiedyś szacunek dla praw ludzi mieszkających w Australii?)
Mentalna strona tego jest bardzo trudna i wymaga dużo siły. Byłam bardzo aktywną i zajętą ​​osobą i przejście od tego do chodzenia tylko po domu jest bardzo przygnębiające. (Jasne – dużo lepiej było jak się łaziło po cudzych domach i sprawdzało czy wszyscy tam siedzą posłusznie bez żarcia i z kagańcami na ryjach.) Muszę być bardzo świadoma swojego zdrowia psychicznego i nie mogę wystarczająco wyrazić wdzięczność mojemu partnerowi i przyjaciołom za rzucenie wszystkiego, aby mi pomóc i wesprzeć. Mam wielkie szczęście. (Jak każdy pies, który ma dobrego człowieka.)
Nie chcę niczego prócz zaakceptowania faktu, że żadna szczepionka ani procedura medyczna nie są bezpieczne dla wszystkich. To nie jest moja opinia; to jest fakt, a szczepionka COVID nie jest wyjątkiem. Nikt nie ma prawa mówić komuś innemu, że musi coś wstrzyknąć do swojego ciała, ponieważ nie zna zagrożeń dla tej osoby. (Dobry piesek, dobrze gada – pójdzie na spacerek.) Szczepionka powoduje smutny podział w naszym społeczeństwie i nikogo nie uszczęśliwia. Jeśli zdecydujesz się na szczepionkę, to świetnie, a jeśli nie, to też jest w porządku. Proszę, bądźcie dla siebie mili i traktujcie się nawzajem sprawiedliwie i równo, wszyscy na to zasługujemy. (Będziemy dla siebie mili, obiecuję, bo nie chcemy zadzierać z Panią Karmą za cholerę.)
Pomimo robienia wszystkiego, co powiedzieli mi lekarze, (no i znów się myślenie wyłączyło…) wróciłam do szpitala z infekcją pęcherzyka żółciowego. Muszą usunąć mój woreczek żółciowy, ale w tej chwili nie mogą z powodu tego wszystkiego, co się teraz dzieje. Byłam w ekstremalnym bólu i wymiotowałam krwią. Biorę dożylnie antybiotyki co 8 godzin. (Mi to wygląda na to, że po pęcherzyku jeszcze parę wrzodów na żołądku będą musieli wyciąć, żeby zakończyć etap krwawych wymiotów ale mogę się mylić, ponieważ często dochodzi również do wycięcia jelit, które medycyna potrafi zastąpić fajną rurką do żołądka i jeszcze inną do srania.)
Karma to surowa Pani.
I chyba najtrafniej podsumował to thecovidblog:
„Australijscy gliniarze zasługują na niewiele współczucia w 2021 roku, po tym jak traktują tam ludzi. A przecież Chantal Uren dosłownie napisała, że ​​​​wzięła szprycę tylko po to: „Aby uratować swoją uprzywilejowaną pozycję”. Materializm w najgorszym wydaniu. „Uprzywilejowanej pozycji” nie uratowała a ona jest tylko kolejną ofiarą, która otrzymała zastrzyk, po którym została okaleczona a ponadto i tak niezdolna do pracy.
To nie ma logicznego sensu. Ale próba zrozumienia każdego, kto zgłasza się na ochotnika do tych eksperymentów, jest i tak bezowocnym przedsięwzięciem.
Krnąbrny ale zdrowy jest o wiele lepszy niż posłuszny i okaleczony. W tym momencie to naprawdę prosty wybór. Zachowaj czujność i chroń swoich przyjaciół i bliskich.”
Tyle thecovidblog, a tymczasem życie toczy się dalej…
na wózku…
Chantal-Uren-3W miarę jak przybywa ofiar pseudoszczepionek zauważam bardzo dziwną prawidłowość: niszczone nimi są przede wszystkim osoby… ładne. Piękne kobiety, przystojni mężczyźni. Ludzie zdrowi, w pełni sił aż tryskający energią życiową. Piloci, sportowcy, maniacy zdrowego żarcia i tych fitnesów… Chodzi mi o to, że nigdzie nie ma wśród ofiar preparatów jakichś popaprańców: karłów, kalek, mutantów, 300-kilowych grubasów, transwestytów, etc. Chyba się za mocno nie pomylę, kiedy stwierdzę, że w tej III wojnie światowej, chodzi o to samo co w dwóch poprzednich: o wybicie jak najwięcej ludzi pięknych, silnych, zdrowych.
To już się robi gołym okiem widoczne…
Z niecierpliwością czekam więc na łzawe historyjki naszych urzędasów i piesków systemu ratujących swoją „uprzywilejowaną pozycję”, bo jest przecież tyle tych urzędniczych kurw, tyle suk z sanepidów o swędzących do mandatów łapkach, tylu nadgorliwych sołtysów, milicjantów…

źródła: https://thecovidblog.com/2021/10/31/chantal-uren-37-year-old-western-australia-police-officer-suffers-bells-palsy-ruptured-aneurysm-stroke-two-weeks-after-pfizer-mrna-injection/
https://nomoresilence.world/pfizer-biontech/chantal-uren-pfizer-severe-adverse-reaction/