Santa Is Comming…

santa
Tak, tak Santa Klaus się zbliża. Klaus Schwab, żeby nie było nieporozumień. Odkąd pamiętam zawsze chciałem ustalić adres świętego Mikołaja. Nie żebym był ciekaw samego adresu, żeby listy do niego jakieś pisać. Chodziło po prostu, aby świętemu Mikołaju ogołocić magazyn z zabawków 🙂
Potem dorosłem i ustaliłem, że Mikołaj porusza się zaprzęgiem z reniferów i generalnie przebywa w okolicach bieguna. Niestety ale nawet jak potem spotykałem renifery to mimo, iż odczuwalnie było minus trzysta, żaden renifer nie puścił na temat adresu Mikołaja pary z gęby.
Cierpiałem z tego powodu przez bardzo długie lata. Teraz mój Mały dokładnie tak samo cierpi, bo odziedziczył w genach miłość do gromadzenia zabawek. W zabawkowym jest jak odkurzacz, bo jak go zainstalować w koszyku sklepowym to natychmiast wciąga brzuszek żeby do wózka zmieściło się więcej zabawek. Na pełny wózek ma bardzo ciężko wynegocjowany limit, więc robi co może cwaniaczek, żeby go doładować na maksa. Ostatnio przeżył na przykład niesamowity dramat, kiedy w Auchanie dostrzegłem ekspres do kawy za jakiś tysiąc, który normalnie kosztuje dwa koła. Ostatnia sztuka to była więc sprawnie go niemal z rąk wyrwałem jakiejś emerytce, która nie dość wystarczająco była na niego zdecydowana. Mój Mały widząc szarpaninę i zalążek awantury natychmiast zareagował nerwowo. Nadął się i omal nie eksplodował. Myślałem, że zażenowała go chamówa taty lub że żal mu się zrobiło babci ale nie – to był na szczęście tylko chwilowy niepokój, że z powodu ekspresu nie będzie w koszyku dość miejsca dla zabawek. Na babcię, która chciała mi zajebać ekspres a jemu zatarasowała prostą drogę do zabawkowych regałów, spojrzał bardzo wrogo. A wyluzował się do końca dopiero jak zrobiliśmy drugą rundę z parkingu i wyszarpał półtora wózka tym razem.
No nie powiem, santa wzbudza z tymi zabawkami emocje.


Nie wierzyłem własnym oczom zatem, kiedy kilka dni temu po necie gruchnęła wieść, że Santa Klaus Schwab zapierdala na Antarktydę. Sam to napisał.
aantarctica1
Nie sam oczywiście, bo po drodze zgarnął swoje wierne renifery: tę starą cipę z funduszu światowego, jakichś ważniaków od satanizmu banksterskiego i chyba jeszcze Jacindę, która nie tylko wygląda zdrowo jak renifer to jeszcze jest transwestytą.
jacinda1
O, najmocniej przepraszam to nie ta fotka się wkleiła…
jacinda

Teraz jest dobrze… Tak więc wydało się wreszcie po latach czekania. Santa wszystkich zamylił z tymi Jacindami i reniferami, bo tak naprawdę on zamieszkuje ten drugi biegun – z pingwinami. I to wyjaśniałoby dlaczego renifery uporczywie milczą.
No nic zatem skoro Santa Klaus Schwab wyruszył na biegun południowy postanowiłem ruszyć jego tropem. Do Antarktydy kawał drogi, przez wielką wodę więc postanowiłem zrekrutować w jakiejś portowej knajpie odpowiednio twardą załogę.

  • Hej ludziska, szykuje się piracka wyprawa, żeby opierdolić dziuplę świętego Mikołaja. Do kompletu brakuje już tylko dwóch członków załogi: szefa obserwatorium astro nawigacyjnego i kierownika działu wioślarzy.
  • A ile płacisz? – ktoś zapytał.
  • Dwa miliony cebulionów plus 10 % łupów zagrabionych od Mikołaja.
  • To ja się zgłaszam. – powiedział jakiś chucher.
  • Kurczaków nie zatrudniamy.
  • Mam doświadczenie. Jestem Jack Sparrow. Kapitan, Jack Sparrow.
  • Chucher jesteś, kapitan Chucher, i nie dasz rady. Potrzeba mi siłaczy. Zobacz no tamtego. – pokazałem chucherkowi oczami niewyobrażalnie nabitego mięsem alkoholika, którego jednak nic prócz flaszki nie interesowało, a najmniej jakaś wyprawa.
  • Znam go. To Zygmunt. Jeśli mnie weźmiesz namówię go żeby wziął udział. Zygmunt jest od 20 lat wdowcem – dlatego ma taki silny biceps.
  • 20 lat jedzie na ręcznym?
  • No.
  • To dawaj go.

Chucher poszedł i po chwili wrócił z Zygmuntem.

  • Kierownik, potrzebuje kierownika do działu wioślarzy?
  • Zgadza się.
  • Dwa miliony cebulionów?
  • Zgadza się.
  • I co tydzień skrzynka rumu?
  • Tak ale to od Kapitana Kurczaka. – wyjaśniłem.
  • Kiedy wypływamy?
  • Zaraz.

No i wypłynęliśmy.
Odpalamy gugla mapy, przenosimy się na drugą półkulę i rozpoczynamy rejsowanie. Mijamy Brazylię, ranczo Hitlera, Buenos Aires – dont kraj for mi Ardżentina… – i nabieramy dobrej nadziei mijając Przylądek Dobrej Nadziei.
Instalujemy Kapitana Kurczaka na bocianim gnieździe a Zygmunta przy wiosłach.

  • To gdzie ten dział wioślarzy, kierowniku?
  • Siadaj Zygmunt i wiosłuj…
  • Ale…
  • Pamiętaj, że jesteś na okresie próbnym…

Nagły niepokój Zygmunta ulotnił się kiedy otrzymał butelkę rumu i główkę świeżo obranej cebuli.

  • To z kraju kwitnącej cebuli.
  • Aha, no dobrze.

Ruszyliśmy w drogę. Płyniemy dzień, płyniemy drugi dzień, trzeci… Na czwarty dzień nagle Kapitan Kurczak się wydziera:

  • Ziemia! Ziemia, kurwa!
  • Gdzie?
  • Tam!
  • Jaka to ziemia?
  • Coronation!
  • O żesz, kurwa!

Corona, corona… gdzieś już te słowo chyba ostatnio słyszałem…

  • Omijamy! Omijamy, kurwa! Tam mogą żyć jacyś zarażeni. Cała naprzód na sterburtę! Jak najdalej od trędowatych! – wydałem rozkazy smagając Zygmunta pejczem po grzbiecie, ponieważ się zamyślił.

Sprawnie opuściliśmy zagrożony teren. Zygmunt dawał z siebie wszystko więc na drugi dzień Coronation zniknęło za horyzontem. Płyniemy prosto na południe.
Na trzeci dzień Kapitan Kurczak nagle zaczyna się wydzierać:

  • Ziemia! Ziemia kurwa!
  • Gdzie?
  • Tam!
  • Jaka to ziemia?
  • Delta!
  • Oż, kurwa!

corona delta
Zygmunt zachował przytomność umysłu. Bez pejcza tak zaczął napierdalać wiosłami, że jeszcze tego samego wieczoru Delta pozostała daleko za nami. Płyniemy dalej w kompletnej ciszy, przerywanej tylko odgłosami pożywiającego się cebulą Zygmunta.
Szóstego dnia Kapitan Kurczak wyje znowu jak opętany:

  • Ziemia! Ziemia, kurwa!
  • Gdzie?
  • Tam!
  • Jaka to ziemia?
  • Rotszylda.
  • O, kurwa! Cała naprzód Zygmunt! Dziupla Mikołaja musi być całkiem blisko.

rotschild delta
Płyniemy nocą, żeby zakraść się niepostrzeżenie do Santa Klausa bazy.
Dwa dni później Kapitan Kurczak znowu wyje z bocianiego gniazda:

  • Ziemia! Ziemia, kurwa. I jeszcze jedna ziemia, kurwa. I jeszcze kolejna, kurwa!
  • Gdzie?
  • Tam, tam, tam i jeszcze tam!
  • Jaka to ziemia?
  • Lambda, Eta, Gamma i Omega!
  • O, kurwa, kurwa, kurwa! Wypierdalamy stąd! Zygmunt do wioseł!
  • Ale…
  • Wypierdalamy! Cała naprzód! Kurs z powrotem na ranczo Hitlera!

eta lambda
No i to tyle śmiałej i brawurowej wyprawy. Dość rzec, że jak mijaliśmy ziemię Omicron, Zygmunt tak sam z siebie zrzucił buty i stopami chwycił się za drugą parę wioseł. Proszę nie mieć do mnie za dużych pretensji na temat relacji, albowiem pisałem ją po pijaku. Najważniejsze, że dzieci już wiedzą jakie będą w tym roku prezenty – i tylko to się przecież liczy.
dziewczynka_choinka_mikolaj_szpryca_nczas
Tak więc uważajcie dzieci. Santa zbliża się do miasta:

I jeszcze jedna kolęda z ostatniej chwili… taka fajna, bo o ludobójstwie szczepionkowym…